poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Lwie leniuchowanie, osiołek i przyjaciel :-)


Są takie niedziele, kiedy przez cały dzień chodzi się w pidżamie i szlafroku, coś tam się zje na śniadanie, na obiad zamówi się pizzę, ogląda się telewizję, a dzieciaki chodzą nieumyte i nieuczesane. Generalmie wszystko ma się w d... Przypomina mi to często takie lwie leniuchowanie. Mama lew i tata lew leżą, jak takie obżarte pasibrzuchy (zjedzone zostały wszystkie chrupki i wyszperane krówki z dna szuflady) i nie chce im się nawet łapą ruszyć. Małe lwiątka latają w te i we wte ugniatając nosy i uszy swoich rozleniwionych rodziców, zdarza się, że podgryzają się nawzajem bo nie wiedzą już co ze sobą począć. Magda, trochę daleko posunięta ta metafora :-)  W każdym bądź razie wiadomo o co chodzi. 

Hej! Nie zjadaj mojej palmy ty osiołku jeden, :-)
Przed kościołem spotkaliśmy dziadka z babcią, no i szybka fotka :-)

Są też niedziele, takie jak ta dzisiejsza. Zupełnie wyjątkowe! Niedziele, w które każda minuta jest wypełniona jakimś działaniem. Na stole jest dobry obiadek, a do kawy pachnące ciasto. Niedziele,  które powodują, że wieczorem człowiek kładzie się mega zmęczony, ale zupełnie spełnionym. To lubię!
Od rana wszyscy nakręceni coś robią. O 12 zebraliśmy się przed kościołem.Tłum jak przed koncertem jakimś. Dzieciaki pędzą zobaczyć osiołka, na którym Jezus wieżdzał do Jerozolimy. Taka atrakcja co roku w naszej parafii. Do dzieciaków lepiej to dociera niż kazania z ambony. Jednak podczas mszy, jak zawsze z małych tyłeczków zaczynają wychodzić robaki. Gryzą i gilgoczą wszystkie dzieciaki, że nagle w jednym momencie wszystko zaczyna je swędzieć i drapać. Wtedy zaczynąją się pytania Mama, a długo jeszcze? Mama, a kiedy koniec? Mama, a kiedy idziemy do domy? Coś niewiarygodnego, jaka długa i nudna potrafi być ta msza. Całe szczęście nasz ksiądz Michał robi co może, żeby jakoś tym dzieciakom to urozmaicić. Bo czas jest pojęciem względdnym. Raz 45 min zdaje się być chwilą, a innym razem wlecze się w nieskończoność ;-)
Jak już wspominałam w poprzednim poście, warto w Niedzielę Palmową zaprosić gości. Ja miałam dzisiaj wyjątkową przyjemność gościć naszych przyjaciół :) Upiekłam, więc placek, zrobiłam obiadek, przepędziłam po lasku marcelińskim i uraczyłam kolacyją.
No właśnie P R Z Y J A C I E L E. Cudownie ich mieć. Dzięki nim nasze życie jest bogatsze, lepsze, pełniejsze (jak można tak w ogóle powiedzieć o życiu). Ja z moją przyjaciółką wiele już razem przeżyłyśmy dobrego i złego. To już będzie z 15 lat. Też tak macie? Myślicie - kiedy ostatni raz się  widzieliście ze swoimi przyjaciółmi? Dawno? Nie szkodzi, przyjaźni nie da się przeterminować. Czasami przygaszona, jak dogorywające ognisko potrafi przemienić się w wielki ogień. Zadzwońcie, wyślijcie smsa Co słychać? Umówcie się na kawę, czy piwo. Warto mieć przyjaciół :-) Ja pozdrawiam wszystkich moich.










2 komentarze:

  1. A wiesz ze j ja ostatnio o przyjazni myslalam. Bo przyjaciol poznaje sie w biedzie, a moi tak zwani przyjaciele dali....za przeproszeniem wiadomo czego....na calej linii....ale troche odchodzac od tematu...moglam dzisiaj w nocy pierwszy raz od czwartku wziac mojego syna na rece ....i tylko to sie liczy.....to ze przetrwal operacje i nareszcie moglam...uwazajac na okablowanie....go prawdziwie przytulic....

    OdpowiedzUsuń
  2. Martusia, dedykuję Ci mojego kolejnego posta. Trzymaj się cieplutko i przytulaj synka ile wlezie z okablowaniem, czy bez. Wysyłam Wam mojego Anioła Stróża. Odeślijcie, jak będzie po wszystkim. Ściskam mocno i pamiętaj, że przyjaźń nigdy nie wygasa do końca.

    OdpowiedzUsuń