środa, 16 kwietnia 2014

Jeszcze nie na wielkanocnym biegu

Nie ma we mnie jeszcze świątecznego szaleństwa. Może obejdzie się na spokojnie? Na lajciku? Chyba tak wolę. Zeszłoroczne Boże Narodzenie to było istne szaleństwo. Co chwilę zakupy, porządki, prezenty, krzyki, przygotowania i znowu zakupy, porządki i tak kilka razy No masakra to była. Jeszcze chrzciny Mani na to wszystko. A do tego muszę przyznać, że nie jest ze mnie zbyt dobra kucharka, zwłaszcza jeżeli mowa jest o potrawach świątecznych. Po świętach myślałam, że wyzionę ducha i powiedziałam sobie Nigdy więcej Christmas fever. Za to Wielkanoc lubię. Właśnie jakiś taki większy spokój mam. Wielkanoc pachnie wiosną, tymi baźkami i forsycjami. Tym bardziej w tym roku po tym bożonarodzeniowym wariactwie nie mam najmniejszego zamiaru spinać się i robić jakieś świąteczne akrobacje. Duchowo też bardziej przeżywam. 
Nie odmówiłam sobie dzisiaj mojej piątki km, która dziś skróciła  się do 4 km, ale i tak od razu inny duch w człowieku.  Moja towarzyszko - biegaczko Sylwio: z czystym sumieniem możesz się pochwalić kumpeli, że wywiązujesz się ze swojego wyzwania :-) 
biegaczka Sylwia :-)
Wyzwania! I tylko sami najlepiej wiemy, jak są dla nas ważne. Stawianie sobie wyzwań, czy celów pomaga nam iść przez życie widząc cały czas jego kierunek. Trochę, jak z mapą. I dobrze. Jest trud - jest satysfakcja, ale są też rozczarowanie.  
Magda pamiętaj, że nie samymi celami człowiek żyje! No pewnie, że pamiętam. Dziś usłyszałam, że pewna dziewczyna postawiła sobie wyzwanie, że upiecze mięso :-). BARDZO MI SIĘ PODOBA. Na pewno, jak jej się uda będzie szczęśliwa. I to jest piękny cel :-)) 



1 komentarz: