Ech te świąteczne tere-fere. Tu kaweczka, tam kaweczka i międzyposiłowe podjadanie przez cały dzień. Kiełbaska, pasztecik, jajeczko i serniczek. Jeszcze teraz przegryzam sałatkę jarzynową Danusi (mojej teściowej), a Jarosław buszuje w lodówce i na dziś kończymy to świąteczne ucztowanie.
Tak, jak przez cały tydzień leciałam na świątecznym lajciku - że niby fajnie, spokojnie - tak wczoraj wszystko mi się skumulowało. Kompletnie wszystko. No i co, że specjalista zarządzania z wykształcenia i doświadczenia skoro w przed świątecznej zawierusze z owego zarządzania dałam plamę na całej linii. W domu, mimo uprzednich porządków - totalny burdel. Miksowałam sernik na zmianę z rzeźbieniem wielkanocnego barana, a w tle kończyliśmy remont pokoju Zośki, a Mania nie chciała współpracować :-(. Tak cały dzień, do 23. Buuuuu! Nie fajnie Madziu. Do poprawki. Baran jest coroczną tradycją, przekazaną lata temu przez tatusia. Istotny jest twórczy wkład w działanie, nie korzystamy z formy. Były już derki z rzeżuszki, z polnych kwiatków, a w tym roku z tartego masła. Ja przekazuję inwencję dalej dzieciakom, które czekały i męczyły mnie od rana Mama, a kiedy robimy barana razy 10.
Po całym dniu chodzenia po gościach udało nam się zmienić świąteczne uniformy na dresy - strój na ten moment wysoce pożądany.W sposób niewymuszony i naturalny oddaję się relaksacji. Świątecznie bez odbioru :-).


A u nas lajcik. Jako ze dopiero w piatek wypisali nas ze szpitala a mieszkanie po dwutygodniowym zamieszkiwaniu w nim meza oraz pozostalej dwojki dalekie bylo od swiatecznego idealu postanowilam sie nie przejmowac.....mama przyjechala niedziela spedzona zostala spacerowo.....tez mozna ......
OdpowiedzUsuń