niedziela, 27 kwietnia 2014

Kryzysowa mama :-(

Mama na rocznym urlopie bywa również sfrustrowana swoimi dziećmi  i mocno zrezygnowana. Czasami ma wszystkiego dosyć, dosyć, dosyć!!! Buuuu. Wtedy, taka mama ma ochotę ubrać się w białą koszulę, czarny garnitur i pędzić do pracy.  Ma ochotę wyjść z domy na kilka godzin BEZ DZIECI. A tu, jak na przekór takiej okazji na samotne wyjście gdzie bądź  nie ma i nie widać ich na horyzoncie.
jestem na "nie"
Apeluję do młodych mam, które urodziły swoje pierwsze dziecko. Stany, w których wysłały byśmy swoje słodkie potworki w kosmos nawracają co miesiąc albo  i kilka razy w miesiącu. To zależy od naszej wytrzymałości. Ja przy trzeciej kruszynie jestem  już trochę bardziej cierpliwa, miałam też swoje postanowienie noworoczne, że w tym roku nastawiam się na pozytywne działania i nie będę zrzędzić. No, ale są takie chwile w miesiącu kiedy nasze nerwy puszczają, jak szwy w tajlandzkiej koszulce i całą cierpliwość i owe pozytywne nastawienie szlak trafia. Jaro w tym tygodniu wracał 19-20 do domu, babcia Danka rozchorowała się, przez co nie mogła wyruszyć na długie spacery z Marysią,  a ja dzień i noc z dzieciakami. Nawet w toalecie nie ma chwili dla siebie, bo Mania rycząc wali do drzwi. Mamo, pójdziemy na rolki - Zosia - Nie, ja nie chcę na rolki, tylko na plac zabaw - Kajtek -Głupi jesteś, ja nie chcę na plac zabaw, ja chcę na rolki, - Zosia zwraca się do Kajtka, - Ty śmierdząca babo - uprzejmie zwraca się brat do siostry - Sam jesteś śmierdzący babol - Zosia do Kajtka wraz z niewerbalnym przekazem w postaci uszczypnięcia w rękę - Mama, a Zosia mnie uszczypnęła - wyje Kajtek -Zosia, dlaczego uszczypnęłaś Kajtka? - wołam do Zosi, wbrew poradnikowym zaleceniom używając słowa w wychowaniu zakazanego "dlaczego" - Bo on mnie wkurza - ryczy Zosia do mnie i do ryczącego Kajtka. Mania też już ryczy bo wszyscy ryczą, bo ja już też ryczę bo mam dość.  Co wtedy robić Panie Watsonie? No co?
Choć blog mój nie jest formą poradnika, to niewątpliwie z mojego doświadczenia jakieś rady wypływają. No to drogie mamuśki i tatuśkowie:
(1) można pisać bloga lub co innego, samo pisanie o tym daje ujście negatywnej energii.
(2) zaprosić do domu jeszcze większą ilość małych ludzi i dać się zwariować do końca, ale najczęściej konflikt naszych dzieciaków idzie w zapomnienie ze względu na niewiarygodne szczęście wynikające z przybycia przyjaciół :-)
zaproś dzieciaki i daj się zwariować do końca :-)
 (3) wyciągnąć szybko ulubione zdjęcia dzieciaków i  przypomnieć sobie, jak bardzo się je kocha. Najlepiej takie zdjęcia na ścianę. Ja mam je w formacie 50*50. Zanim jednak będziemy się gapić na te zdjęcia dobrze szybko zjeść kawałek czekolady, może być kilka kawałków.
ulubione zdjęcie z Kajtkiem
 (4) Na szybko zorganizować jakąś odlotową zabawę. Mama trójki dzieci powinna mieć dokładnie przestudiowany poradnik "100 zabaw dla dzieci". Zabawa w namiot zawsze działa. Pamiętajcie jednak, że namioty lubią się szybko zawalać, więc zabawa nie jest na długo.
Zabawa w namiot zawsze działa
(5) Jeżeli, żadna z porad nie jest stosowna do Waszej sytuacji muszę się przyznać, że czasami w takich ciężkich chwilach warto odpalić kompa i poczytać o nieszczęściach innych. Pomyślicie Magda, no ty to masz niezłe porady. Mam doła na maksa, jestem wyczerpana, a tu mam jeszcze oglądać i czytać o jakiś nieszczęściach. No tak. Ma to aspekt oczyszczający dla nas samych, ponieważ jako ludzie tak jesteśmy skonstruowani, że dopiero patrząc, bądź słuchając o nieszczęściu innych sami stajemy się szcześliwsi. Jednocześnie to dobra okazja, żeby udzielić wsparcia innym. Pomaganie ma moc uzdrawiającą. W każdej postaci. Wystarczy odpalić facebooka, żeby znaleźć osoby lub zwierzęta, które potrzebują naszej pomocy.  Kto się jeszcze nie rozliczył z urzędem skarbowym to pamiętajcie, żeby 1% dać komuś kto potrzebuje pomocy. Jeżeli nie masz w swoim gronie potrzebujących to popytaj znajomych, zawsze ktoś się znajdzie :-)
A jak Wy sobie radzicie z kryzysowymi sytuacjami? Dajcie upust w komentarzachn ;-)

czwartek, 24 kwietnia 2014

O czym się myśli, jak się biegnie...


Kiedyś mój prezes powiedział mi, że lubi jeździć na desce, bo wtedy o niczym nie myśli, taki fajny stan umysłu. Podczas biegania zastanawiałam się, czy podczas    b i e g a n i a  można o niczym nie myśleć? 
No i  nie można.

Na początku jak się biegnie to  myśli się, że:
muszę równo oddychać,
muszę szybko ustawić fajną piosenkę,
już niedługo wbiję się w te najmniejsze jeansy w szafie,
pięknie pachnie lasem,
mało dzisiaj ludzi biega,
dużo dzisiaj ludzi biega,
zaczynają latać komary,
ugotuję jutro zupę na obiad,
raczej już nic nie zjem, jak wrócę, itd.
Trochę dalej, jak się biegnie to myśli się, że:
fajnie się biega,
strasznie się zazieleniło w lesie i jest pięknie,
pełno ślimaków na trasie i dokąd one idą,
fajną mam muzykę do słuchania,
poszłabym na jakąś imprezę i kombinuję w głowie cały strój i makijaż,
powoli mogłabym wziąć udział w jakimś biegu,
chciałabym wziąć udział w jakimś biegu,
pojechałabym w weekend nad morze itd.
Pod koniec trasy to się myśli, że:
jestem super,
daję radę,
mam super muzę w telefonie,
mam super dzieciaki
mam super męża,
jest moc  :-)

I tak minęło 40 minut czystego, pięknego, pozytywnego  myślenia :-). Dla tego warto biegać. Też tak macie? O czym myślicie podczas Waszych treningów? 


środa, 23 kwietnia 2014

Tablet story

10.30 Mania śpi, starszaki na wycieczkach, a ja piję kawkę. To znak, że wróciła codzienna rzeczywistość matki na urlopie macierzyńskim. Jak zawsze miałam chwilowy dylemat czy ogarniać chatę, czy trochę popisać. Wolę to drugie, bo jeszcze jestem trochę otumaniona po wielkanocnym objedzeniu. 
Dziś historia niebanalna, wręcz wymagająca głębokiej refleksji. Refleksowałam cały wieczór i chyba jeszcze we śnie. Wspominałam już, że moje maleńkie uwielbia mojego smartfona. Małym paluszkiem przesuwa po ekranie ciesząc się, że coś tam miga i się zmienia. Pamiętam, jak pierwszy raz w moje ręce trafił owy smartfon to nie wiedziałam, jak go odebrać. Pfiii, co też za telefon mi dali w tej pracy  myślałam sobie. Później w podróży autokarowej na imprezę integracyjną kolega Łukasz dokładnie mnie poinstruował z czym to się je, ale bez niego to nie wiem co by było. Dzięki Łukasz :-). 
ALE, moja wesoła dwójka, Zosia i Kajtek są prawdziwymi mistrzami rozkminiania telefonu bez instrukcji. Mamo, a mogę posłuchać muzyki w twoim telefonie? - Ok, posłuchaj, pewnie - w końcu sama fajna muza tam jest :-). Poza słuchaniem muzyki, te dwa małe diabły, zrobiły kolekcję zdjęć lalek Barbie, ustawiły w telefonie latający zegarek, powyciągali na wierzch najważniejsze ikony i zmienili na dynamiczną tapetę. Zapomniałabym, że jeszcze ponagrywali się na dyktafonie. 
Od roku słucham tekstów Mamo, a wiesz co ja bym chciał od Gwiazdora? Tableta. Stosowałam wielkie odpychanie takich tekstów, ale wracały  w co miesięcznym cyklu Mamo, a wiesz ,że Zuzia ma tableta? - Tak, wiem, ale Ty jesteś jeszcze za mały -kolejne odepchnięcie.  W efekcie na Gwiazdkę dziadki zakupili dwa dziecięce ala tablety, ale po dwóch tygodniach teksty wróciły Mamo, a wiesz, że Martyna miała tableta już w przedszkolu? - No lekka przesada - mówiłam.  Tak odpychałam, zamiatałam temat pod dywan i nie chciałam go wpuścić do naszego domu.
 Ale tablet swoim piskliwym, cierpliwym głosikiem wkradał się, aż wczoraj  przywdział wielkie buciory i wszedł w siatce Media Markt frontowymi drzwiami. Co zrobić, kiedy dzieciak zbierał od grudnia kasę. Prosił Mamo, a jak mogę zarobić, bo zbieram na tableta? Prace były różne: podlewanie kwiatów, wycieranie stołu, wyrywanie chwastów, grabienie itp. No i piernikowi się udało. Musieliśmy jechać. Od 17 do 19, całą bandą, w poszukiwaniu tabletów. Wycieńczenie większe od porządków wielkanocnych.  
Refleskacje następujące:  (1) choćby nie wiem co, dostosowanie do współczesnych czasów jest konieczne i nie udało mi się wychować dzieciaków drewnianymi i szmacianymi zabawkami, jak planowałam, nosząc je w swoim łonie. (2) jestem już stara, bo zaczynam gadać za moich czasów to... (3) dzieciaki zmieniły sklepy z zabawkami na salony telefonów komórkowych  i nowych technologii. (4)  będę wieczorami podkradać i w końcu dokładnie dowiem się co to jest tablet. (5) będę musiała jeszcze bardziej się gimnastykować, żeby to wszystko pogodzić  i wychować mądrych ludzi, a nie neurotyczne potwory.  

niedziela, 20 kwietnia 2014

Świąteczne tere-fere

Ech te  świąteczne tere-fere. Tu kaweczka, tam kaweczka i międzyposiłowe podjadanie przez cały dzień. Kiełbaska, pasztecik, jajeczko i serniczek.  Jeszcze teraz przegryzam sałatkę jarzynową Danusi (mojej teściowej), a Jarosław buszuje w lodówce i na dziś kończymy to świąteczne ucztowanie. 
Tak, jak przez cały tydzień leciałam na świątecznym lajciku - że niby fajnie, spokojnie - tak wczoraj wszystko mi się skumulowało. Kompletnie wszystko. No i co, że specjalista zarządzania z wykształcenia i doświadczenia skoro w przed świątecznej zawierusze z owego zarządzania dałam plamę na całej linii. W domu, mimo uprzednich porządków - totalny burdel. Miksowałam sernik na zmianę z rzeźbieniem wielkanocnego barana, a w tle kończyliśmy remont pokoju Zośki, a Mania nie chciała współpracować :-(. Tak cały dzień, do 23. Buuuuu! Nie fajnie Madziu. Do poprawki. Baran jest coroczną tradycją, przekazaną lata temu przez tatusia. Istotny jest twórczy wkład w działanie, nie korzystamy z formy. Były już derki z rzeżuszki, z polnych kwiatków, a w tym roku z tartego masła.  Ja przekazuję inwencję dalej dzieciakom, które czekały i męczyły mnie od rana Mama, a kiedy robimy barana  razy 10.  
Po całym dniu chodzenia po gościach udało nam się zmienić świąteczne uniformy na dresy - strój na ten moment wysoce pożądany.W sposób niewymuszony i naturalny oddaję się relaksacji. Świątecznie bez odbioru :-).

piątek, 18 kwietnia 2014

Sernik a la Asia :-)

Często w pracy raczymy się wzajemnymi wypiekami. Jedno jest pewne, są w naszych szeregach absolutni mistrzowie cukiernictwa. Aga z mojego biura robi obłędnego kruszańca z leśnymi owocami. Krzychu, nasz dyrektor raz w roku serwuje nam  pyszne brownies. Według mojego gustu mistrzowski prym wypieków wiedzie Asia Spychała z biura księgowości. Sernik cudo :-) Sernik marzenie. Rozpływające się pod podniebieniem pokłady serowo-śmietankowej rozkoszy. Asia sprzedała koleżankom przepis, a ja przekazuję go dalej, niech się cieszą wszystkie łasuchy :-)))

Przepis na sernik od Asi
Składniki:
masa serowa:
1,5 kg sera (taki w wiaderkach od Jana)
8 jajek
1,5 kostki margaryny
1,5 szklanki cukru
1 szklanka kremówki
1 budyń śmietankowy
olejek śmietankowy (jak kto lubi)

spód:
2 jajka
0,5 szklanki cukru
1/3 kostki margaryny
2 łyżeczki proszku do pieczenia
0,5 szklanki mąki ziemniaczanej
0,5 szklanki mąki tortowej

Wykonanie:
spód: do niewielkiej miski wbić 2 całe jaja z cukrem i ubijać mikserem, następnie powoli dodać tłuszcz (masa może się zważyć ale nie ma się czym przejmować) tak aby nie było grudek margaryny i dodać mąkę z proszkiem. Rozłożyć na blaszkę o wymiarach 28*40 cm i podpiec w temp. 170 stopni C, ok. 15 min. Wystudzić.
masa serowa: do dużej miski wbić 8 żółtek i dodać 1,5 szklanki cukru (białka zostawić w osobnej misce do późniejszego ubijania). Wszystko to ubić mikserem. Następnie dodawać po trochę margarynę. Gdy masa będzie już pulchna powoli można dodawać ser. W między czasie można dodać budyń i olejek do smaku. Masa serowa powinna być w miarę lejąca. Na sam koniec dodajemy ubitą pianę z 5-8 białek i ubitą z szklanki kremówkę - TEGO JUŻ NIE MIESZAMY MIKSEREM tylko delikatnie dużą łyżką.
Tak przygotowaną masę serową kładziemy na wystudzony spód na 70 min do piekarnika (170 stopni C) Po tym czasie wyciągamy sernik z piekarnika na 3-4 godziny, żeby ostygł. Najlepiej blaszkę wykleić papierem do pieczenia ciast .
Ja  na wierzch sypię jeszcze kruszonkę, ale to już wg uznania.

autor Asia Spychała 

czwartek, 17 kwietnia 2014

Relaks a la Magda

Raz na jakiś czas korzystam z dobrodziejstwo i zdolności  mojej kochanej kuzynki  i idę sobie zrobić brwi i paznokcie. Tak, tak,  taka rozpustnica ze mnie. W pełni korzystam z rocznego urlopu. Dzisiaj dziewczyny przyszły do mnie, co nie było zbyt dobrym rozwiązaniem. W podsumowaniu: na chacie piątka dzieciaków, głodny mąż, kiepskie oświetlenie i bombiące radio w tle. Droga Madziu, czy wizyta u kosmetyczki nie powinna być  kwintesencją relaksu i odprężenia?  Super relaks! Trzeba się cieszyć i z tego. No to gadamy sobie, jak to u kosmetyczki, nie mija 15 minut podczas to których nasze dzieciaki rozwijały zdolności plastyczne na ugotowanych jajkach, przybiega cała banda (bez Mani rzecz jasna) Mamo a możemy iść na dwór? Mamo, nudzi nam się? Mamo, prosimy. Manią zajmuje się tatuś :-( tuż nad moją głową. Jest super. Ostatnio było gorzej. W czasie regulowania brwi Mania zjadła ziemniaki z miski jamnika mojej kuzynki :-((((
Nie ma co najważnieszy jest efekt :-) Jestem przeszczęśliwa. Pozdrawiam wszystkie kosmetyczki.


środa, 16 kwietnia 2014

Jeszcze nie na wielkanocnym biegu

Nie ma we mnie jeszcze świątecznego szaleństwa. Może obejdzie się na spokojnie? Na lajciku? Chyba tak wolę. Zeszłoroczne Boże Narodzenie to było istne szaleństwo. Co chwilę zakupy, porządki, prezenty, krzyki, przygotowania i znowu zakupy, porządki i tak kilka razy No masakra to była. Jeszcze chrzciny Mani na to wszystko. A do tego muszę przyznać, że nie jest ze mnie zbyt dobra kucharka, zwłaszcza jeżeli mowa jest o potrawach świątecznych. Po świętach myślałam, że wyzionę ducha i powiedziałam sobie Nigdy więcej Christmas fever. Za to Wielkanoc lubię. Właśnie jakiś taki większy spokój mam. Wielkanoc pachnie wiosną, tymi baźkami i forsycjami. Tym bardziej w tym roku po tym bożonarodzeniowym wariactwie nie mam najmniejszego zamiaru spinać się i robić jakieś świąteczne akrobacje. Duchowo też bardziej przeżywam. 
Nie odmówiłam sobie dzisiaj mojej piątki km, która dziś skróciła  się do 4 km, ale i tak od razu inny duch w człowieku.  Moja towarzyszko - biegaczko Sylwio: z czystym sumieniem możesz się pochwalić kumpeli, że wywiązujesz się ze swojego wyzwania :-) 
biegaczka Sylwia :-)
Wyzwania! I tylko sami najlepiej wiemy, jak są dla nas ważne. Stawianie sobie wyzwań, czy celów pomaga nam iść przez życie widząc cały czas jego kierunek. Trochę, jak z mapą. I dobrze. Jest trud - jest satysfakcja, ale są też rozczarowanie.  
Magda pamiętaj, że nie samymi celami człowiek żyje! No pewnie, że pamiętam. Dziś usłyszałam, że pewna dziewczyna postawiła sobie wyzwanie, że upiecze mięso :-). BARDZO MI SIĘ PODOBA. Na pewno, jak jej się uda będzie szczęśliwa. I to jest piękny cel :-)) 



wtorek, 15 kwietnia 2014

Mania bloguje :-)

Moje słodkie maleństwo zazdrości troszeczkę mamusi tego blogowania. Mama, piszesz tylko i piszesz. A ja to co? A tak swoją drogą to zdymiewające, jak od małego sprzęty elktroniczne typu komputer, telefon, pilot nawet ładowarka wygrywają z zabawkami.

Wyciągnęłam sprzęt odpowiedni do wieku, ale przyznam szczerze, że nie zrobił furory. Muszę poszukać na Tablicy.pl jakieś stare piloty i laptopy najlepiej czarne :-))) Bo w przeciwieństwie do producentów zabawek , psychologowie dziecięcy uważają, że dzieci najbardziej lubią właśnie kolor czarny i biały. Bitwę z zabawkami o zainteresowanie mojego bączka wygrywają również klamerki do prania. Dziecko przeszczęśliwe, że może powyrzucać trochę z koszyczka i przekładać z rączki do rączki. Raz czerwona i raz biała. Oooo! I znów raz czerwona i biała. Zabawa na całego. Ekstremalną wersję zabawki, którą muszę chować, bo inaczej ryk na cały dom,  jest  czerwony zestaw miotełki z szufelką. Mania, jak tylko je zobaczy to raczkuje, jak szalona. 
Czy w takim razie warto kupować małym dzieciom zabawki?
 Warto!!!
 Bo mama bardzo lubi klocki Lego  :-)

Ulubiona kaweczka i kocyk Pani Madziu

Wczoraj i dziś barometr sponiewierał mnie całkowicie. Kolejne potwierdzenie, że człowiek jest nierozerwalnie związany z naturą i byle ciśnienie i brak słońca zmienia nasze nastawienie do życia. Automatycznie spada gotowość do działania i załącza się lwie ziewanie. No niestety nic na to nie poradzę. Wstawanie kilka razy w nocy i ostatecznie na nogach od 6.30 też robi swoje. Normalnie to o godzinie 10 miałabym już umyte ze dwa okna, pościelone wszystkie łóżka w domu, wywieszone pranie itd. Ale coś mi się dziś nie zbiera na te wszystkie domowe działania, co nie wróży dobrze na nadchodzące święta. 
My favorite cup of coffee
W końcu mama na rocznym urlopie nie musi tylko cały czas sprzątać i oprządzać dzieci. Też musi mieć coś dla siebie. Ja zrobiłam sobie kawkę i siedzę pod kocem, bo w chacie zimnica od wietrzenia Zosi pokoju po  malowaniu. No śmierdzi niemiłosiernie. Ech, tam! Lekkki reset i lecę z tym całym jublem, bo zaraz Mania się obudzi i Zosia wróci z rekolekcji.  

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

"Przyjaźń to coś takiego, no jak miłość" autor: Zosia Reimann

Będę dalej drążyć temat przyjaźni, ponieważ wczoraj przy opadającej powiece nie wyczerpałam odpowiednio tematu. 


Przyjaźń forever. Będziemy tak wisieć do końca świata i jeden dzień dłużej :-)
 Przyjaźń to, podobnie jak miłość, skomplikowana więź, która łączy ludzi. Raz jest bardzo mocna, jak nić dentystyczna, a niekiedy cieniuteńka, jak ostanie włókno łączące  mleczaka z dziąsłem u 6-latka (ot taka metafora stomatologiczna). W przyjaźni nie brakuje miejsca na takie uczucia, jak smutek, zazdrość czy rozczarowanie. W zdecydowanie większej proporcji przepełniają ją chwile szczęścia i wspólnej radości, potrafi wzruszać (czasami nawet do łez). Od najmłodszym lat buduje się przyjacielskie stosunki. Od razu można zauważyć, że nie jest to łatwe uczucie i dzieciom trzeba je w prosty sposób wyjaśniać, bo czasami tak jakby nie wiedziały co się z nimi dzieje :-(.  Moja Zosia ma w szkole przyjaciółkę Asię. Zośka non stop o niej opowiada. Odwiedzają się dziewczyny po szkole i zawsze im trochę za krótko tego czasu razem. Uczucie jest tak silne, że czasami Zośka wraca ze szkoły i mówi  Mamo pokłóciłam się z Asią. No to jestem już lekko przejęta, bo smutne dziecko = smutna mama. Myślę, jak tu pocieszyć, wyjaśnić, że no czasami tak jest, kombinuję, jak koń pod górkę, aż tu nagle, może po godzinie przychodzi Zosia i pyta Mamo, a może Asia przyjść do mnie jutro po szkole? No to pytam Jak to? Przecież się pokłóciłyście? Zosia na to, No tak, ale na ostatniej lekcji się pogodziłyśmy. :-) No i to jest taka lightowa wersja przyjaźni, w której jak w miłości mówi się czasem rzeczy, których potem bardzo się żałuje, a potem się szybko o nich zapomina. 
Często wydaje się, że nasza przyjaźń kończy się, gdy ktoś przestaje spełniać nasze oczekiwania. Nie odwiedza nas, nie pomaga, nie pociesza kiedy tego potrzebujemy, nie zaprasza, nie pożycza, nie oddaje i jeszcze wiele, wiele tych nie by się znalazło. Naturalnie, ja też tak miałam i nierzadko ogarniały mnie czarne chmury i dziecinne myślenie Nikt mnie już nie lubi. Nie mam już przyjaciół :-(. Od jakiegoś czasu mam to w nosie, tzn. te oczekiwania. I w moim subiektywnym odczuciu uważam, że  w przyjaźni i miłości lepiej skoncentrować swoją energię na dawaniu niż oczekiwaniu.
A jakjest Waszym zdaniem? Piszcie do mnie o przyjaźni.
Wpis dedykuj wszystkim przyjaciołom; starym i nowym, bliskim i dalekim :-) 
Zosia i Asik

Lwie leniuchowanie, osiołek i przyjaciel :-)


Są takie niedziele, kiedy przez cały dzień chodzi się w pidżamie i szlafroku, coś tam się zje na śniadanie, na obiad zamówi się pizzę, ogląda się telewizję, a dzieciaki chodzą nieumyte i nieuczesane. Generalmie wszystko ma się w d... Przypomina mi to często takie lwie leniuchowanie. Mama lew i tata lew leżą, jak takie obżarte pasibrzuchy (zjedzone zostały wszystkie chrupki i wyszperane krówki z dna szuflady) i nie chce im się nawet łapą ruszyć. Małe lwiątka latają w te i we wte ugniatając nosy i uszy swoich rozleniwionych rodziców, zdarza się, że podgryzają się nawzajem bo nie wiedzą już co ze sobą począć. Magda, trochę daleko posunięta ta metafora :-)  W każdym bądź razie wiadomo o co chodzi. 

Hej! Nie zjadaj mojej palmy ty osiołku jeden, :-)
Przed kościołem spotkaliśmy dziadka z babcią, no i szybka fotka :-)

Są też niedziele, takie jak ta dzisiejsza. Zupełnie wyjątkowe! Niedziele, w które każda minuta jest wypełniona jakimś działaniem. Na stole jest dobry obiadek, a do kawy pachnące ciasto. Niedziele,  które powodują, że wieczorem człowiek kładzie się mega zmęczony, ale zupełnie spełnionym. To lubię!
Od rana wszyscy nakręceni coś robią. O 12 zebraliśmy się przed kościołem.Tłum jak przed koncertem jakimś. Dzieciaki pędzą zobaczyć osiołka, na którym Jezus wieżdzał do Jerozolimy. Taka atrakcja co roku w naszej parafii. Do dzieciaków lepiej to dociera niż kazania z ambony. Jednak podczas mszy, jak zawsze z małych tyłeczków zaczynają wychodzić robaki. Gryzą i gilgoczą wszystkie dzieciaki, że nagle w jednym momencie wszystko zaczyna je swędzieć i drapać. Wtedy zaczynąją się pytania Mama, a długo jeszcze? Mama, a kiedy koniec? Mama, a kiedy idziemy do domy? Coś niewiarygodnego, jaka długa i nudna potrafi być ta msza. Całe szczęście nasz ksiądz Michał robi co może, żeby jakoś tym dzieciakom to urozmaicić. Bo czas jest pojęciem względdnym. Raz 45 min zdaje się być chwilą, a innym razem wlecze się w nieskończoność ;-)
Jak już wspominałam w poprzednim poście, warto w Niedzielę Palmową zaprosić gości. Ja miałam dzisiaj wyjątkową przyjemność gościć naszych przyjaciół :) Upiekłam, więc placek, zrobiłam obiadek, przepędziłam po lasku marcelińskim i uraczyłam kolacyją.
No właśnie P R Z Y J A C I E L E. Cudownie ich mieć. Dzięki nim nasze życie jest bogatsze, lepsze, pełniejsze (jak można tak w ogóle powiedzieć o życiu). Ja z moją przyjaciółką wiele już razem przeżyłyśmy dobrego i złego. To już będzie z 15 lat. Też tak macie? Myślicie - kiedy ostatni raz się  widzieliście ze swoimi przyjaciółmi? Dawno? Nie szkodzi, przyjaźni nie da się przeterminować. Czasami przygaszona, jak dogorywające ognisko potrafi przemienić się w wielki ogień. Zadzwońcie, wyślijcie smsa Co słychać? Umówcie się na kawę, czy piwo. Warto mieć przyjaciół :-) Ja pozdrawiam wszystkich moich.










niedziela, 13 kwietnia 2014

Hasło na dziś: Nidziela palmowa!!!

Magda weź palmy i dzieciaki i leć do Kościoła! Oczywiście, że zaraz pędzimy. Jest godzina 11.03, a my od pięciu godzin już na nogach. O 6.30 śpimy sobie z Manią w najlepsze, aż tu nagle wskakuje jakiś mały tygrys (Kajtek).  Mania na równe nogi i już się wesoło tarmosi. No dobrze, to ja też już wstaję. Do 9 ogarnęłam sypialnię. Dzieciaki oglądają bajkę. A po 9 są już moje biegaczki. No to lecimy dziewczyny!!! Paula pisze na fb, że zrobiłyśmy 5 km i od razu wyszło słoneczko. Jeszcze lecę do Braci po rabarbar na placek i pędzę do domku.
W Niedzielę Palmową warto zaprosić gości, tak symbolicznie. Ja zaprosiłam mojego Figielka z rodziną. Będzie placek z rabarbarem :-) i grill na obiad. Zaproście też kogoś do siebie :-), a może ktoś przechodząc obok naszego domku zajrzy do nas. Zapraszamy!!! 
Oto nasze palmy :-)


Paula na przedzie bandy biegaczek :-)
Zosia pomaga mamie piec placek z rabarbarem ;-)


sobota, 12 kwietnia 2014

Saturday night fever ;-)

Saturday night fever ;-)

Przyznam się, że przy tym blogowaniu zaczynam się trochę bardziej spinać i nadymać niż przy pisaniu postów na fb. Będę z tym walczyć, żeby słowa naturalnie ze mnie wypływały i oddawały moją codzienną rzeczywistość, emocje, myśli  dając tym samym upust twórczej energii nagromadzonej przez cały dzień z dzieciakami. 

Sobotni wieczór matki trójki dzieci:

Godzina 20.00 - zasypia Mania
Godzina 20.30 - Kajtek woła Tata przeczytasz mi bajkę. Tata uradowany, że poczyta sobie trochę Harry Pottera wędruje z Kajtkiem do pokoju. Kajtek zasypia po 15 minutach, tata czyta kolejne 15 :-)
Godzina 21.00 - Zosia woła Mamo poczytasz mi bajkę. Mama niezbyt uradowana, bo ma dość dzieciaków po całym dniu, idzie przeczytać bajkę. U Zosi na tapecie Witch. Nieziemska muzyka. Lene Kaaberbql.
Godzina 21.20 - Mania płacze. Wypadł jej smok. Próbuję w ciemnościach namierzyć pod kołderką  tego moćka i wciskam do buziaka. Ok. Śpi dalej.
Godzina 21.30 - Jestem już naprawdę lekko zblazowana, ale muszę jeszcze wykrzesać z siebie moc energii, żeby oporządzić zawieruchę po całodniowej działalności mojej trójki. Zebrać standardowo pozostawione koło wanny dwa kopce ciuszków, wszystkie gruchawki i zabawki Mańki itp. Ponownie ogarnąć kuchnię i łazienkę.
Godzina 22.30 - patrz godzina 21.20 :-(
W końcu wlekę się do łazienki i oporządzam siebie. Wskakuję do łóżka co Mania automatycznie i telepatycznie wyczuwa. Gramoli się ta mała glista w łóżeczku i już pakowanie smoczka niestety nie działa. Biorę więc tego małego miśka do siebie i masuję małą stópkę. Tak śpimy do rana ;-).
 Też tak czasem macie? To piszcie. Życzę wszystkim dobrej nocy.
Dobranoc.
Mania jeszcze w swoim łóżeczku

Mania wyruszyła z babcią Danką  na spacer

Już pisałam wcześniej na fb, że babcia Danka lubi dłuuuuugie spacery. Przy tak pięknej pogodzie spacerują nawet 3h.

 Ja w tym czasie muszę włączyć turbodoładowanie i wyrobić się ze wszystkimi, sobotnimi zadaniami. Rzadko mi  się to udaje. W pierwszej kolejności wypad ze starszakami do TESCO na zakupy. O zgrozo! Moje dzieci zabrały swoją kasę co oznacza, że będą długie decyzje co też tu kupić za jedyne 15zł, które się uzbierało. Mama, a ile to kosztuje? Mama, a wystarczy mi na to? Mama, a dołożysz mi kasę? Mama, a ja bym chciała na zająca tą lalkę.....W życiu nie zdążymy z tymi zakupami do powrotu Mani, a w planach jeszcze umycie okien babci Danki, samotny wypad do Decathlon ;-), no i sprzątanie chaty przed jutrzejszą wizytą mojej kochanej przyjaciółki, która cierpi na lekki pedantyzm.
                                                                          *
Jak ma się trójkę dzieciaków to o typowym relaksie w postaci np. czytania ciekawej książki, można zapomnieć to trzeba się relaksować gdzie się da. Ja się odprężam przy samotnej jeździe samochodem, choćby trwała tylko 10 min. Zawsze coś. Wtedy wielki wdech i wydech, trochę głośniej muzyka i żaden dzieciak nic nie gada. Co za ulga :-). Też tak czasem macie? Wracam do domu i  here I go again.
                                                                          *
Kocham mojego męża za to, że czasami chce mi pomóc w domowych obowiązkach i sprząta po śniadaniu. Wtedy taka gospodyni domowa, jak ja, która chce mieć wszystko perfekcyjnie posegregowane, otwiera szafkę i co widzi? Sól i pieprz między herbatami, a nutella w płatkach śniadaniowych. No normalnie kocham go za to. Niestety nie zdąrzył reszty ogarnąć.
Po zastaniu posprzątanej kuchni, biorę się za sprzątanie kuchni :-)
Kuchnia po sprzątaniu męża :-(
Kuchnia po moim  sprzątaniu :-)
Jak chcecie wiedzieć, jak ja to wszystko robię. To mam małego pomocnika-psotnika. Niestety nie jestem mamą, która cały czas się bawi ze swoimi bomblami. Fajnieby było, ale kto by wtedy nas odkopał z tej całej zadymki??? 


Ja mamo wyszoruję prysznic :-)
A najstarszy misiek, który świńskim pędem wywinął się od sprzątania kuchi walczy, żeby skończyć nasz roczny remont. Maluje pokój najstarszej księżniczki :-). Na pewno będzie pięknie. Pokażę Wam później efekty jego pracy :-) 


Sobooota, imieniny kota :-))))

Początek bazgrolenia

Jakaś mało przyjazna ta formuła bloga  :-(. Przypomina mi programy edytorskie. Zaraz mi się źle kojarzy i wciska moje, wczesniej luźne fiu-bździu pisanko w ramy wielkiego piśmiennictwa. No, zobaczymy jak to będzie. Daję mu szansę.
Od 20 lipca jestem mamą po raz trzeci, ale po raz pierwszy jestem mamą na rocznym urlopie :-) Jak się dzisiaj dowiedziałam z telewizji komercyjnej, ponad 2,5 mln polaków nie może mieć dzieci. Choroba cywilizacyjna naszych czasów, tak mówili. W takim razie można powiedzieć, że z moim Jarkiem jesteśmy wyjątkowymi szcześciarzami, że udało nam się począć trójkę wspaniałym dzieci.
Nie chcę pisać paru słów o sobie, jak doradzają na wstępie. Myślę, że wyjdzie wszystko w praniu, czyli w trakcie mojego pisania. 
W swoim blogu chcę w sposób wesoły przybliżyć wszystkim milusińskim moje codzienne życie - życie mamy na rocznym urlopie macierzyńskim. Czasami jest ciężko i nie do zniesienia, a czasami tak cudownie, że aż mnie roznosi. Też pewnie tak macie i myślicie po co mam to czytać?  Mi wystarczy  jeden uśmiech na twarzy Czytelnika :-)

Na zdjęciu: Zosia (7 lat), Kajtek (6 lat), Maria Antonina (Mania, aktualnie 8 miesięcy)

Dzisiaj sobota, imieniny kota, mówi moja Zośka. W sobotę wstajemy normalnie, jak codziennie. Starszaki około 6.30, Jarek około 7, ja i Mania  7.20 :-). Zadań do wykonania cała masa. Jak dzieciaki są w domu to jest trudniej, ale mamy też dzisiaj wspólną misję wykonania ręcznie palm na Niedzielę Palmową. Co nam wyjdzie?  Zobaczymy później.