czwartek, 24 lipca 2014

Po wakacjach, no i przed :-)

Moje Miśki,
Jeżeli zastanawiacie się co się stało, że taka przerwa i w ogolę to muszę się przyznać, że natchnienie i zapał do pisania opuszczał mnie powolutku, aż zniknął pozostawiająca za sobą niemiły posmak wymuszonego pisania, czego osobiście nie cierpię. A dziś, na pięć minut przed wakacyjnym wyjazdem postanowiłam pozostawić ślad nad ostatnimi wydarzeniami i wirującymi w głowie przemyśleniami. 
Jak na wakacyjny klimat przystało jest dziesiąta wieczór i żadne z Was  jeszcze nie śpi, ale klimat już się robi z typu nie chcę spać, ale jestem już nie do zniesienia. Ja, jak zawsze przed wyjazdem czuję się, jak jakiś wół pociągowy, krowa jakaś czy inny stwór przeorany przez pole kilka razu. Wyssanie energii, by ponownie ją naładować, a po powrocie znów odsączyć przez pranie całego wakacyjnego motłochu. Ale co tam. Wakacje są super i już czekam na kolejny powiew nadmorskiego wiatru, leżaczek, paszki odkrywamy i chłoniemy cały ten urlop, ściskając w ręku jakiś tani kryminał i doglądając Was, jak beztrosko korzystacie z pięknej pogody i okoliczności.

Na początku lipca spędziliśmy słoneczny tydzień w Sianożętach. Pewnie na stare lata ta miejscowość najbardziej utkwi Wam w pamięci ze względu na przyczepę. Tym razem szarpnęliśmy się na wakacje pełną gębą i zupełnie przypadkiem zatrzymaliśmy w uroczym miejscu o nazwie Pod różą wiatrów. Dwupokojowy domek, z kameralnym gankiem, placem zabaw, świetlicą i biblioteką, w której codziennie wypożyczaliście jakieś bajki :-). To były wakacje, chyba nam wszystkim udało się odpocząć i świetnie się bawić.  Ja osobiście najbardziej lubię wspólne zachody słońca. My zapakowaliśmy koce, bluzy i nas wszystkich i od 20-tej czekaliśmy już, kiedy nastąpi ten wyczekiwany moment.
 Następuje całkowity reseting zgromadzonego stresu. Wdech i wydech, spojrzenie na Was, jak gonicie piłkę i robicie fikołki, jak raczkujecie wesoło to dla mnie coś czego nie oddałabym za nic w świecie. 

A jutro znów wyruszamy, co nas czeka zobaczymy :-) Będziemy na łączach 
Mama
8 czeriwec 2014
Mija czas, płynie czas, czas ponagla stale nas Od maja czuje się już, że dni są coraz dłuższe, a słońce daje nam więcej energii do działania. Wiosna, zwłaszcza ta późna majowo-czerwcowa to bardzo gorący okres dla życia rodziny. Od imienin Zosi 15 maja nie mamy wytchnienia. Ciągle w gonitwie świąt okołorodzinnych. To dzień mamy, imieniny mamy,  dzień dziecka, imieniny cioci, urodziny Emilki, aż do czwartkowego  I Spotkania Mam na Rocznym Urlopie i  wczorajszego III festynu rodzinnego na Junikowie. Jak ktoś jest takim zwierzakiem społecznym, jak ja to miał okazję do wielkiej radochy. 


środa, 4 czerwca 2014

26 maj Dzień mamy

Dokładnie w zeszłym roku ważyłam już jakieś 76 kg, a mała Marysia strasznie mnie obkładała od środka kopniakami. Oj, jak sobie to przypomnę. Koszmarny okres. Trzy razy byłam w ciąży i za każdym razem byłam daleko od poglądu, że ciąża to najpiękniejszy okres w życiu kobiety. No, bzdury jakieś totalne. 
Za to macierzyństwo to co innego. Kobieta stając się  mamą normalnie dostaje jakieś turbodoładowanie. Ogromna moc do opieki, miłości i wychowania małego człowieka. W tych ogromnych pokładach macierzyńskich uczuć można się realizować bez poczucia winy, że coś nam umyka, coś ucieka. Ja będąc jeszcze w ciąży mówiła sobie, że przede mną długi okres nieprzespanych nocy, wielu wyrzeczeń i wielu, wielu dodatkowych zadań do zrealizowania. Jeżeli chce się uniknąć poczucia beznadziejności, że sobie nie da rady to konieczne jest takie nastawienie. Młode mamy miejcie się na baczności. Kochajcie swoje maleństwa i nie miejcie im za złe, że potrafią płakać przez pół nocy, a w ciągu dnia śpią tylko pół godziny. 
Dzisiaj jest Dzień Matki. Mój dzień, mój wyjątkowy dzień. Jestem mamą trójki dzieciaków. Każde jest dla mnie tak samo ważne. Codziennie martwię się o nie wszystkie i codziennie mam inne problemy do rozwiązania. 
Wszystkim mamom życzę wszystkiego naj, najlepszego!

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Iskierkę przyjaźni puszczam w krąg, niech powróci do mych rąk

24 maj
Miałam pisać w zeszłą środę, potem w piątek rano, ale majowe słońce zweryfikowało moje plany. No i dobrze. Nie zamienię  przyjemności pisania w sztywny obowiązek. Aktualnie mój młodziutki trawnik doczekał się porządnego podlewania, a ja doczekałam się kilku chwil dla siebie, to znaczy, że udało mi się wraz z Marysią zdrzemnąć 45 minut przed południem, przeczytać artykuł w gazecie oraz napisać parę słów, co mnie absolutnie oczyszcza i porządkuję, jako matkę trójki dzieci. W zeszłą środę ogarnął mnie chaos. Z chaosu wyłoniła się postać wielbłąda powstałego z deski do prasowania i coraz większego garba, utworzonego z coraz wyższej sterty ciuchów. Tak, tak. Nie zawsze nad wszystkim panuję, nawet całkiem często mi się to zdarza. Czasami jest to kwestia wyboru. Dwa dni z rzędu wybrałam nie prasowanie i nie sprzątanie. Nie wiem, ale od razu mieszkanie przemieniło się w pole minowe, w którym odnalezienie dwóch takich sam skarpetek graniczy z cudem. Dobrze, że było tak ciepło i chodziliśmy bez :-(.
Codzienną etatową sprzątaczkę zamieniłam na wspólne warsztaty z dzieciakami pod tytułem "Wspólne gry i zabawy"  organizowane w naszej szkole podstawowej nr 54 w Poznaniu :-) przez dwie Panie Ewki, Panią Hankę i Panią Marysię. Wszystkie te Panie poznałam w przeciągu tego roku szkolnego i uważam, że są niesamowitym wsparciem dla dzieciaków. Ewa Trawkowska - szkolny pedagog i Ewa Cepel - psycholog, pokazują, że szkoła to nie tylko nauka i ciężki okres z życia młodego człowieka, ale też miejsce, w którym można się bawić i  do którego warto wrócić  popołudniu. Dają coś na plus. Swój czas, swój uśmiech i doświadczenie. Każde dziecko może znaleźć w nich oparcie i z pewnością nie zostanie samo z problemem.
Pani Ewa Cepel (szkolny psycholog) pokazuje, jak zrobić najdłuższego węża z gazety
27 maj
W sumie to w ciągu roku szkolnego odbył się cały cykl warsztatów związanych z emocjami dzieci. My byliśmy na pierwszych i ostatnich.  Moje dzieciaki nie należą do zbyt otwartych  i wcale nie chciały iść. Strasznie marudziły Mamo, a musimy, a my nie chcemy itd, itd. Tym bardziej stwierdziłam, że idziemy. To był mój czas dla nich, bez Marysi. Bo wiecie, jak ma się malutkie dziecko i kilka lat starsze to siłą rzeczy są zabawy, w które już nie bardzo można się bawić z tymi starszymi, jak np. budowanie z klocków lego (Marysia wkłada do buzi wszystkie malutkie przedmioty), dawno nie byliśmy też na wycieczce rowerowej (musimy jeszcze trochę poczekać, żeby Manię zapakować na fotelik) itd. Dlatego takie dwie godziny sfokusowane tylko na wspólnych zajęciach to dobra sprawa. 
 W życiu siedmioletniego człowieczka zabawa to bardzo ważny etap życia, który przyczynia się do prawidłowego rozwoju mózgu. Nie możemy o tym zapominać. Możemy wprowadzać  zasady i obowiązki, które powinno już wykonywać, ale zabawa powinna stanowić zdecydowanie większy procent jego życia.
Dziecko nakierowywane tylko i wyłącznie na naukę i obowiązki może mieć później problemy z przystosowaniem do życia społecznego i wykształcać silne odruchy obronne wobec otoczenia (http://www.wombb.edu.pl/index.php/zasoby/dzielimy-sie-wiedza/43-postawy-rodzicielskie).
 

2 czerwiec Iskierką przyjaźni Pani Ewa Cepel rozpoczęła wspólne warsztaty. Dzieciaczki uścisnęły nasze dłonie i nieśmiało się uśmiechnęły. Siadamy wszyscy na dywanie i nagle jesteśmy równi. Pokonujemy pierwsze bariery, starając się otworzyć dzieciaki, bo widać że jeszcze trochę się wstydzą. Ostatecznie zabawa z chustą zrobiła swoje, a na buźkach pojawiły się uśmiechy od ucha do ucha. Bo taki właśnie był cel tego spotkania - uśmiech i świetna zabawa naszych dzieciaków. Niewiarygodne, jak wielki efekt daje prosta zabawa. Naprawdę nie trzeba wiele. Zabawa, którą nazywam "kto ma, kto lubi, niech pod chustą się zgubi" to najlepszy dowód na to, że nie trzeba zbyt wielu rekwizytów, żeby sprawić sobie tyle radości. My lataliśmy pod chustą w tę i z powrotem. Bawiliśmy się zwykłą białą fasolką i gazetami. 

Zobaczyłam moje dzieciaki w innym otoczeniu, w innych postawach co dało mi ogromną satysfakcję i z pewnością bedziemy uczestniczyć w kolejnych warsztatach, które odbędą się już we wrześniu. Warsztaty są dla wszystkich uczniów szkoły podstawowej nr 54 i ich rodziców. Koszt to 0 zł, a wartość bezcenna, ponieważ dają nam możliwość dowiedzenia się czegość więcej o wychowaniu dzieci, skorzystania z porad fachowców, bez konieczności opłacania psychologów. Jeżeli ktoś twierdzi, że nie ma czasu, bo praca, bo obiad trzeba ugotować, zakupy zrobić, to są to tanie wymówki, bowiem jak się okazuje mamy czas iść poszukać sobie nowych ciuchów do galerii, zrobić paznokcie, czy iść na solarium, pobiegać itp. Ja poszłam po silnej migrenie i dałam radę. Działam i realizuję swoje urlopowe założenia. Zostało mi jeszcze tylko 40 dni.

sobota, 17 maja 2014

15 maj imieninowe przyjęcie Zofijki


Wstępny plan dzialań podczas urodzin
15 maja godzina 22.00 padam na twarz. Dziś wspięłam się na wyżyny swojego zaangażowania dla dzieci i urządziłam imieniny Zojki w naszym domu. Oj Zosiu, Zosiu powinnaś mamę na rekach nosić, jak Pippi swojego konia, jak był zmęczony. Zochna zaprosiła wszystkie kumpelki z klasy plus kuzynka Zula plus rzecz jasna Kajtuś - rodzynek na tej imprezce. 
Kinder party w domu wymaga dużych nakładów pozytywnej energii, cierpliwości i pomysłowości rodziców. Nie wystarczy zaprosić gromadki dzieciaków i dać im wolną rękę, ponieważ prowadzi to do a) awantur i kłótni; b) zniszczenia ciężko wypracowanego mienia; c) znudzenia i ogólnego wymęczenia; d) niesmaku na przyszłość.
Wobec czego, Ja, doświadczona w organizacji wszelakich przyjęć urodzinowych, imieninowych i tym podobnych zakasałam rękawy i do dzieła.Ponownie kłania się zarządzanie, ponieważ  to dziedzina, która ma swoje wykorzystanie nie tylko w organizacjach. 
PLANOWANIE czyli określenie celów w zarządzaniu i sprecyzowanie przyszłych działań. W praktyce przygotowanie listy gości, listy zabaw, listy nagród, playlisty i  menu. Założenie charakteru przyjęcia i tematu przewodniego.

Biszkopt z truskawkami 
ORGANIZACJA - porządkowanie, przydzielanie i koordynowanie. W praktyce zorganizowanie tymczasowego opiekuna dla Marysi. Na czas przygotowań babcia Dana wyrusza na swój spacer, w trakcie imprezki tatuś zabiera myszkę na plac zabaw. Ja w tym czasie działam organizacyjnie. Sporządzona kolejna lista, tym razem kolejność zabaw, piekę placek,  wyrabiam ciasto na pizzę, przygotwuję pudło z ciuchami do zabawy w pokaz mody, wieszam balony, zastawiam stół i robię jeszcze kilkanaście nie mniej ważnych zadań organizacyjnych.
 

Kontrakt :-)
KIEROWANIE  to bardzo ważny proces zarządzania, którego zadaniem jest zachęcanie zespołu do wspólnego wykonywania  zadań i wspólnego osiągania postawionych podczas planowania celów. Naszym celem była przede wszystkim zabawa fair play i zero płaczu. Na początku podpisałam z dziewczynami kontrakt. Na dużej kartce papieru napisaliśmy na co się umawiamy. Oczywiście prawie wszystkie postanowienia były nagminnie łamane, ale jedno najważniejsze  jesteśmy dla siebie mili :-).
Mówimy ser 

Etap kontrolowania: nakrmić wszystkie głodomory
KONTROLOWANIE to funkcja, która nie jest zbyt lubiana przez menedżerów zarządzających w stylu afiliacyjnym, czy demokratycznym. Kontrola procesów podczas imienin Zojki była kluczowa, żeby dotrzymać założeń kontraktu i realizacji zaplanowanych działań. Ubawić, rozśmieszyć, napoić, nakarmić ekipę. Cel szczęście i radość na małych pyszczkach. Kosztowało mnie to dużo energii i zdarte gardło :-( ale było warto. 


Zgodnie z założeniami planowania skupiłam się na zabawach zespołowych. Drogie mamy i taty, jak chcecie zorganizować zabawy dla dzieciaków w domu podaję swoją listę.
Malowanie twarzy - jeżeli w domu ktoś posiada minimum uzdolnień plastycznych, można zakupić zestaw farb lub kredek do malowania twarzy. Ja zakupiłam kredki z atestem FaceCrayons firmy Colorino kids. Są mięciutkie  i ładnie rysują. Kosz ok 15 zł. 

Rysowanie z zawiązanymi oczyma (dzieciaki z zawiązanymi oczyma kolejno dorysowują elementy miśkowi bądź innemu stworkowi, mam wrażenie, że u nas wyszło coś na kształt Ryjka z Muminków)
Zabawa w rysowanie z zawiązanymi oczyma. Efekt: Ryjek :-)
Dzieciaki rysują z zamkniętymi oczyma
Pokaz mody - przygotowałam dla mojej bandy pudło ze starymi sukniami, paskami, szalami. Dorzuciłam jeszcze stroje z balików i kilka peruk. Każde dziecko losowało swoją rolę podczas pokazu. Były trzy projektantki, dwie fryzjerki i cztery modelki. Modelki bez żadnego gadania musiały poddać się pracy projektantek i fryzjerek, a potem heja na pokaz mody. Super zabawa. Praca zespołowa pełną gębą, uruchomiona niesamowita wyobraźnia i kreatywność dziewczynek.
Podczas przygotowań do pokazu mody :-)
 
Nasza najmłodsza modelka
Modelki jeszcze trochę nie doświadczone w pozowaniu do zdjęć
Błysk w oczach dziecka. Niezastąpione :-)

Kolejna fajna zabawa to kalambury. Sprawdziły się kiedy atmosfera robiła się już lekko gęstawa ;-). Razem z Kajtkiem losowaliśmy imiona dziewczynek  i przysłowia, które trzeba było pokazać. Śmiechu było co nie miara. 
Za każdą konkurencje były nagrody. Warto je zastosować bo dzieci mogą wrócić do domu z jakąś drobną pamiątką. Na wcześniejszych imprezkach moich dzieciaków zawsze kupowałam jakieś ołówki, kredki, notesiki itp. Żałuję, że teraz również nie zastosowałam sprawdzonych rzeczy. Postawiłam na słodycze i szkoda, bo wszystko było natychmiast konsumowane pomimo zastawionego stołu. W Auchan trafiłam również na wielki bubel. Gumy z metra z naklejką z musicalu High School Musical. STRASZNE!!! Były stare, twarde i kazałam dziewczynkom od razu je wyrzucić. Drogie mamy jeżeli to czytacie to nie miejcie mi tego za złe. Nie wiedziałam, że można coś takiego sprzedawać. Buuuu.

Na koniec była pizza i każda z dziewczynek otrzymała szarfę małej Miss, Nie znowu  takiej zwykłej miss. Były Miss Koleżeństwa, Miss Fajnej Zabawy, Miss Dobrych Uczuć, Miss Uprzejmości, Miss Uśmiechu i Miss Talentu , jeszcze Miss Foto i rzecz jasna Miss Imienin Zosi :-), a Zośki były dwie :-)
Tak zleciały trzy godziny, nawet nie wiem kiedy :-)
Jeżeli nie macie pomysłów na urodzinki swoich pociech to można też zorganizować urodziny w parku na świeżym powietrzu :-) Tak zrobiliśmy na szóste urodzinki Zojki. W naszym parku są specjalne ławki do grania w szachy, które posłużyły nam za bazę imprezy. Nadmuchaliśmy balony i rozrzuciliśmy po całym parku. Do jedzenia były rogaliki, torcik i hot-dogi (grzane na specjalnym turystycznym palniku pożyczonym od kumpeli z pracy). Do zabawy przyłączyły się wszystkie dzieci, które aktualnie spędzały niedzielę w parku. Było cudownie! Do teraz wspominam ten czas z uśmiechem na twarzy. Natomiast grudniowy Kajtuś miał czwarte urodziny w piernikowej tonacji. Piekliśmy i ozdabialiśmy pierniczki. Generalnie nie polecam przy mniejszych dzieciach, strasznie dużo sprzątania :-(
 Warto chociaż raz zorganizować dzieciakom takie święto w domu. Czują, że poświęciliśmy im kawał naszego czasu i że dla nas rodziców są zupełnie wyjątkowe.  Jeżeli nie macie pomysłów to piszcie może uda mi się coś zaproponować. 
Dobranoc, pchły na noc. Karaluchy pod poduchy.





sobota, 10 maja 2014

Zadanie domowe: zilustruj komiks


Nauka rysowania czapek :-)
Po wspólnej nauce rysowania
Moja Zosia ma już prawie 8 lat i chodzi do pierwszej klasy. Jako, że jestem tą mamą na rocznym urlopie muszę wspierać moje dzieciaki w ich szkolnym rozwoju. W środę rano Zosia zasiada do odrabiania lekcji, jak zawsze z wielkim oporem. Dziś na tapecie zilustrowanie komiksu.  No, ale jak można zilustrować komiks skoro się nie umie rysować.  Zosia już ryczy Mamo, ale ja nie umiem rysować chłopców i czapki, no to jak mam zrobić to zadanie? Brzydko mi wychodzi. Mnie już trochę jeży i zaczynam się robić czerwona, bo wiem, że jest to zwykła niechęć i próba wymigania się od wykonania zadanej pracy. Stop. Jestem oazą spokoju. Jestem oazą spokoju. W jednej chwili uświadamiam sobie, że przecież to jest ten moment, w którym pod tą pozornie błahą sytuacją braku zdolności manualnych kryje się skrywana potrzeba kontaktu 7 letniego dziecka ze swoją mamą, która od 9 miesięcy ma przyczepioną małą Manię do ramienia. Co w takim razie robi matka na rocznym urlopie? Oczywiście w tej jednej chwili olśnienia odkłada szkraba na dywan, wyrzuca mu kilka zabawek starszej siostry i wykonuje gest pochylenia do wysokości twarzy Zosi (gest ten wysoce zalecany przez psychologów by dziecko czuło, że rozmowa jest na tym samym poziomie) i robi tak zwane dopytanie:  Dlaczego tak uważasz? Zosia No, bo w szkole nas nikt nie uczy, jak się rysuje chłopca? Ok,  rozumiem No to, jak chcesz to mamusia Cię nauczy :-) W tym momencie następuje opór, ponieważ Zosia uświadamia sobie, że jednak będzie musiała zrobić to zadanie. Po tym jak mama pokazała, jak łatwo rysuje się różne czapki uświadamia sobie również, że nawet nie jest to takie trudne.  Po chwili Zosia umie już rysować wełnisty sweter i bluzę z kieszeniami. 

Wełnisty sweter

Ostatnio znalazłam prace dzieciaków z przedszkola. I mam wrażenie, że nastąpiło uwstecznienie w tej dziedzinie nauki. Może dlatego że w przedszkolu dzieciaki  prawie tylko rysowały, a teraz ich głowę zaprzątają spółgłoski, samogłoski, zadania tekstowe, a nawet ostatnio tzw. połamańce językowe. Zosia chodzi po domu i na zmianę gada Stół z powyłamywanymi nogami i król Karol kupił królowej Karolinie korale koloru koralowego. 
Praca Zosi z przedszkola
Prawda taka, że nie chodzi o efekty tylko o sam proces i wiarę dzieciaków w siebie. Od dziś zakładam dla swoich dzieciaków domowe kółko plastyczne. Będziemy rysować, malować, wycinać i kleić. Pokażemy Wam, jak nam idzie. Tymczasem koniec. Mania się obudziła

Na Termach Maltańskich


Praca Zosi z przedszkola

wtorek, 6 maja 2014

Mania mniam, mniam!

Mania ma już 9 miesięcy i 26 dni :-) 
Potrafi już stać na nóżkach, chodzić przy meblach, robić pa, pa, kosi-kosi łapki i trzymać w rączce różne przedmioty w tym plastikową łyżeczkę i ma już cztery zęby.  
Dziś podjęłyśmy próbę samodzielnego spożywania posiłku.

 Uwaga! Zaczynamy! Mania wyspała się i jest pogodna co jest bardzo ważne, ponieważ taki posiłek dość długo trwa. Niezbędny zestaw to jak największy fartuszek, najlepiej taki z rączkami, pokrywający połowę ciała dzieciątka,  trochę wolnej przestrzeni dookoła :-) i dużo cierpliwości
 i humoru.

 Manieczka ma bardzo duży apetyt na wszystko co je reszta rodziny. Gdyby mogła pewnie zjadła by kotleta schabowego, ale dziś przygotowałam waniliowy serek homogenizowany. 

Na początku ręczna metoda sprawdzenia konsystencji. Obserwacja wzrokowa zawartości sera na ręce. OK. Dalej łyżeczeczka do rączki i pac na twarz. Część to buziaka, a część obok i tak przez dłuższą część posiłków. Grunt, że smakuje. Oj smakuje bardzo!
Marysia do 8 miesiąca piła mleko z piersi. Aktualnie trzy razy dziennie pije mleko modyfikowane i  próbuje już różnych potraw. Najczęściej je zupki, niekoniecznie przetarte na miazgę. 
Ulubiona zupka to krupnik na czerwonej soczewicy, ziemniaczki z masełkiem i koperkiem, rybkę na parze, jajeczko gotowane, chlebek z masłem, danonki, banany, maliny, śliwki, truskawki. 
Podstawowa zasada podtrzymywania domowego ogniska to od małego, wspólne spożywanie posiłków podczas, których w sposób naturalny buduje się więzi między członkami rodziny ;-).
 Dlatego my  również w miarę możliwości staramy się siadać do posiłku wszyscy w piątkę. Super, że więź i że wszyscy razem, ale ja czyli mama - opiekunka tegoż ogniska - jem wszystko zimne i bardzo chaotycznie co przecież jest bardzo niezdrowe :-(
Myślę, że  od dziś możemy sobie pozwolić na samodzielną konsumpcję jednego  posiłku dziennie. I tak kręci się nasze urlopowe życie. Pozdrawiam serdecznie :-)














poniedziałek, 5 maja 2014

Na majowe dzień pierwszy: Termy Maltańskie

Majówki dzień pierwszy :-)
Termy Maltańskie. Od rana się szykujemy; dwie pary slipów i trzy babskie stroje kąpielowe, pięć ręczników kąpielowych, odnalezionych osiem klapków basenowych, dwa płyny pod prysznic, dwa szampony, dwa balsamy do ciała, cztery pary gaci i pięć par skarpetek na zmianę. Jeszcze do tego jedna maryśkowa herbatka, dwie butle z napojami dla starszaków, dwie bułki z nutellą, jedną z sałatą i szynką, pielucha na zmianę, suszarka do włosów, dwie szczotki do czesania...i chyba możemy jechać. Czego się nie robi dla miłej majówki.  Poznańskie Termy Maltańskie www.termymaltanskie.com.pl/ podobno są  miejscem przyjaznym dla rodzin z dziećmi . Kosztem 85 zł zakupiliśmy bilet rodzinny,  żeby przez dwie godziny wyszaleć się i wygrzać tyłeczki w gorącej wodzie. Niezwykle okazjonalna cena związana jest rzecz jasna z długim weekendem oraz z faktem, że definicja rodziny wg Term maltańskich to 1 rodzic + dwoje rodziców lub 2 rodziców + 1 dziecko. Nie wiem, ale wydaje mi się, że kogoś tu brakuje?! Trochę niestandardowo, chyba że gender? W każdym bądź razie Maria weszła za darmochę, a za dodatkową osobę wg definicji dopłaciliśmy dychę. Rzecz jasna, że połowa poznaniaków, która ostała się na majówkę w Poznaniu również wybrała się na owe Termy. Istne szaleństwo. Ubrani już w stroje szybko zrzucamy odzienia wierzchni, by maksymalnie wykorzystać tykający czas naszych atrakcji. Zaczynamy od najmniejszego akwenu. Mania macha wesoło rączkami i pluska ciepłą wodę. Zosia podekscytowana chce już pędzić na zjeżdżalnie, do których ustawiła się długa kolejka majówkowych aktywistów, a Kajtek ryczy, że on się boi i nie wejdzie do basenu nawet na mamy plecach, w takim stanie trwał prawie do końca.  Po dwudziestu minutach udało mi się zatargać syna do ciepłych źródełek i tam dalej grzaliśmy tyłeczki. Muszę przyznać, że mimo dużej ilości ludzi można było znaleźć jakiś miły kącik dla siebie. Przy trójce trzeba się dobrze zorganizować z całym oporządzaniem pobasenowym, czyli mycie, ubieranie i suszenia.   W szatniach maltańskich term panuje plażowa swoboda, gdzie wszyscy koedukacyjnie się ubieramy i suszymy. Spacerują sobie slipki z miśkami na przyrodzeniach, gołe dzieciaczki i półnagie dojrzałe Panie :-). Szybko się suszymy i ubieramy. W efekcie wychodzę z na pół mokrą głową i  leżę teraz w łóżku z zapaleniem ucha :-( Na twarzach dzieciaków niewiarygodne szczęście. Zwłaszcza u Zosi. To chyba dobrze :-)



piątek, 2 maja 2014

Jeszcze 80 dni...

Ta kamizelka jest strasznie niewygodna :-(
 Zostało mi jeszcze 80 dni do końca urlopu macierzyńskiego. Jak osiemdziesiąt dni dookoła świata. Ten rok, który dostałam od rządu Pana Tuska poświęcam mojej rodzinie, by w życiowym bilansie mogła powiedzieć sobie, że mój czas był się wypełnił, że nie zmarnowałam go na ciągły bieg za pieniądzem i wmawianiem sobie, że jeszcze tylko zrobię to i tamto, a później będę już cała dla dzieci. Jak 8 lat temu urodziła się Zośka, a po niespełna półtora roku Kajtek, nieustannie wmawiałam sobie, że coś mi ucieka, że czegoś nie mogę przez nich zrobić. Nieustannie stawiałam sobie wyzwania, które chętnie podejmowałam i realizowałam nie koniecznie związane z wychowywaniem dzieci. 
Teraz jest inaczej. Nie wiem, czy to za sprawą trzeciego dziecka, czy macierzyństwa po trzydziestce. Może jedno i drugie. Macierzyństwo mnie uszczęśliwia. Nie tylko Mania, ale cała trójka. Bycie z nimi w ich codziennym życiu jest niesamowite. Wiadomo, że te chwile o których pisałam w poprzednim poście nawracają, ale piękne jest to, że mam motywację i siły, żeby się nad nimi pochylić. Nie jako matka po godzinach pracy, cały  czas nią nasiąknięta, ale jako mama na pełen etat. Taka kura domowa. Opiekunka domowego ogniska :-) .
Nadęło mnie trochę z pisaniem tego posta. To już trzeci dnień, a to dlatego, że chciałam napisać coś troszeczkę głębszego, szczerego, żebym później, będąc już w pracy  na pełnym obrotach mogła sobie wrócić do mojego bloga i przypomnieć po co żyję i jestem. 
No więc jestem i obserwuję i słucham i odpowiadam i bawię się i staram się wychowywać, jak być dobrym dla innych i wrażliwym na świat. Siedząc sobie w domu jest to zdecydowanie łatwiejsze niż  łącząc to jeszcze z pracą zawodową.  Na razie nie mam dosyć i chce mi się chcieć  :-) dlatego dziękuję za roczny urlop i zamierzam wypełnić te pozostałe 80 dni pięknym chwilami.


Niedługo będą pierwsze kroki :-)






niedziela, 27 kwietnia 2014

Kryzysowa mama :-(

Mama na rocznym urlopie bywa również sfrustrowana swoimi dziećmi  i mocno zrezygnowana. Czasami ma wszystkiego dosyć, dosyć, dosyć!!! Buuuu. Wtedy, taka mama ma ochotę ubrać się w białą koszulę, czarny garnitur i pędzić do pracy.  Ma ochotę wyjść z domy na kilka godzin BEZ DZIECI. A tu, jak na przekór takiej okazji na samotne wyjście gdzie bądź  nie ma i nie widać ich na horyzoncie.
jestem na "nie"
Apeluję do młodych mam, które urodziły swoje pierwsze dziecko. Stany, w których wysłały byśmy swoje słodkie potworki w kosmos nawracają co miesiąc albo  i kilka razy w miesiącu. To zależy od naszej wytrzymałości. Ja przy trzeciej kruszynie jestem  już trochę bardziej cierpliwa, miałam też swoje postanowienie noworoczne, że w tym roku nastawiam się na pozytywne działania i nie będę zrzędzić. No, ale są takie chwile w miesiącu kiedy nasze nerwy puszczają, jak szwy w tajlandzkiej koszulce i całą cierpliwość i owe pozytywne nastawienie szlak trafia. Jaro w tym tygodniu wracał 19-20 do domu, babcia Danka rozchorowała się, przez co nie mogła wyruszyć na długie spacery z Marysią,  a ja dzień i noc z dzieciakami. Nawet w toalecie nie ma chwili dla siebie, bo Mania rycząc wali do drzwi. Mamo, pójdziemy na rolki - Zosia - Nie, ja nie chcę na rolki, tylko na plac zabaw - Kajtek -Głupi jesteś, ja nie chcę na plac zabaw, ja chcę na rolki, - Zosia zwraca się do Kajtka, - Ty śmierdząca babo - uprzejmie zwraca się brat do siostry - Sam jesteś śmierdzący babol - Zosia do Kajtka wraz z niewerbalnym przekazem w postaci uszczypnięcia w rękę - Mama, a Zosia mnie uszczypnęła - wyje Kajtek -Zosia, dlaczego uszczypnęłaś Kajtka? - wołam do Zosi, wbrew poradnikowym zaleceniom używając słowa w wychowaniu zakazanego "dlaczego" - Bo on mnie wkurza - ryczy Zosia do mnie i do ryczącego Kajtka. Mania też już ryczy bo wszyscy ryczą, bo ja już też ryczę bo mam dość.  Co wtedy robić Panie Watsonie? No co?
Choć blog mój nie jest formą poradnika, to niewątpliwie z mojego doświadczenia jakieś rady wypływają. No to drogie mamuśki i tatuśkowie:
(1) można pisać bloga lub co innego, samo pisanie o tym daje ujście negatywnej energii.
(2) zaprosić do domu jeszcze większą ilość małych ludzi i dać się zwariować do końca, ale najczęściej konflikt naszych dzieciaków idzie w zapomnienie ze względu na niewiarygodne szczęście wynikające z przybycia przyjaciół :-)
zaproś dzieciaki i daj się zwariować do końca :-)
 (3) wyciągnąć szybko ulubione zdjęcia dzieciaków i  przypomnieć sobie, jak bardzo się je kocha. Najlepiej takie zdjęcia na ścianę. Ja mam je w formacie 50*50. Zanim jednak będziemy się gapić na te zdjęcia dobrze szybko zjeść kawałek czekolady, może być kilka kawałków.
ulubione zdjęcie z Kajtkiem
 (4) Na szybko zorganizować jakąś odlotową zabawę. Mama trójki dzieci powinna mieć dokładnie przestudiowany poradnik "100 zabaw dla dzieci". Zabawa w namiot zawsze działa. Pamiętajcie jednak, że namioty lubią się szybko zawalać, więc zabawa nie jest na długo.
Zabawa w namiot zawsze działa
(5) Jeżeli, żadna z porad nie jest stosowna do Waszej sytuacji muszę się przyznać, że czasami w takich ciężkich chwilach warto odpalić kompa i poczytać o nieszczęściach innych. Pomyślicie Magda, no ty to masz niezłe porady. Mam doła na maksa, jestem wyczerpana, a tu mam jeszcze oglądać i czytać o jakiś nieszczęściach. No tak. Ma to aspekt oczyszczający dla nas samych, ponieważ jako ludzie tak jesteśmy skonstruowani, że dopiero patrząc, bądź słuchając o nieszczęściu innych sami stajemy się szcześliwsi. Jednocześnie to dobra okazja, żeby udzielić wsparcia innym. Pomaganie ma moc uzdrawiającą. W każdej postaci. Wystarczy odpalić facebooka, żeby znaleźć osoby lub zwierzęta, które potrzebują naszej pomocy.  Kto się jeszcze nie rozliczył z urzędem skarbowym to pamiętajcie, żeby 1% dać komuś kto potrzebuje pomocy. Jeżeli nie masz w swoim gronie potrzebujących to popytaj znajomych, zawsze ktoś się znajdzie :-)
A jak Wy sobie radzicie z kryzysowymi sytuacjami? Dajcie upust w komentarzachn ;-)

czwartek, 24 kwietnia 2014

O czym się myśli, jak się biegnie...


Kiedyś mój prezes powiedział mi, że lubi jeździć na desce, bo wtedy o niczym nie myśli, taki fajny stan umysłu. Podczas biegania zastanawiałam się, czy podczas    b i e g a n i a  można o niczym nie myśleć? 
No i  nie można.

Na początku jak się biegnie to  myśli się, że:
muszę równo oddychać,
muszę szybko ustawić fajną piosenkę,
już niedługo wbiję się w te najmniejsze jeansy w szafie,
pięknie pachnie lasem,
mało dzisiaj ludzi biega,
dużo dzisiaj ludzi biega,
zaczynają latać komary,
ugotuję jutro zupę na obiad,
raczej już nic nie zjem, jak wrócę, itd.
Trochę dalej, jak się biegnie to myśli się, że:
fajnie się biega,
strasznie się zazieleniło w lesie i jest pięknie,
pełno ślimaków na trasie i dokąd one idą,
fajną mam muzykę do słuchania,
poszłabym na jakąś imprezę i kombinuję w głowie cały strój i makijaż,
powoli mogłabym wziąć udział w jakimś biegu,
chciałabym wziąć udział w jakimś biegu,
pojechałabym w weekend nad morze itd.
Pod koniec trasy to się myśli, że:
jestem super,
daję radę,
mam super muzę w telefonie,
mam super dzieciaki
mam super męża,
jest moc  :-)

I tak minęło 40 minut czystego, pięknego, pozytywnego  myślenia :-). Dla tego warto biegać. Też tak macie? O czym myślicie podczas Waszych treningów? 


środa, 23 kwietnia 2014

Tablet story

10.30 Mania śpi, starszaki na wycieczkach, a ja piję kawkę. To znak, że wróciła codzienna rzeczywistość matki na urlopie macierzyńskim. Jak zawsze miałam chwilowy dylemat czy ogarniać chatę, czy trochę popisać. Wolę to drugie, bo jeszcze jestem trochę otumaniona po wielkanocnym objedzeniu. 
Dziś historia niebanalna, wręcz wymagająca głębokiej refleksji. Refleksowałam cały wieczór i chyba jeszcze we śnie. Wspominałam już, że moje maleńkie uwielbia mojego smartfona. Małym paluszkiem przesuwa po ekranie ciesząc się, że coś tam miga i się zmienia. Pamiętam, jak pierwszy raz w moje ręce trafił owy smartfon to nie wiedziałam, jak go odebrać. Pfiii, co też za telefon mi dali w tej pracy  myślałam sobie. Później w podróży autokarowej na imprezę integracyjną kolega Łukasz dokładnie mnie poinstruował z czym to się je, ale bez niego to nie wiem co by było. Dzięki Łukasz :-). 
ALE, moja wesoła dwójka, Zosia i Kajtek są prawdziwymi mistrzami rozkminiania telefonu bez instrukcji. Mamo, a mogę posłuchać muzyki w twoim telefonie? - Ok, posłuchaj, pewnie - w końcu sama fajna muza tam jest :-). Poza słuchaniem muzyki, te dwa małe diabły, zrobiły kolekcję zdjęć lalek Barbie, ustawiły w telefonie latający zegarek, powyciągali na wierzch najważniejsze ikony i zmienili na dynamiczną tapetę. Zapomniałabym, że jeszcze ponagrywali się na dyktafonie. 
Od roku słucham tekstów Mamo, a wiesz co ja bym chciał od Gwiazdora? Tableta. Stosowałam wielkie odpychanie takich tekstów, ale wracały  w co miesięcznym cyklu Mamo, a wiesz ,że Zuzia ma tableta? - Tak, wiem, ale Ty jesteś jeszcze za mały -kolejne odepchnięcie.  W efekcie na Gwiazdkę dziadki zakupili dwa dziecięce ala tablety, ale po dwóch tygodniach teksty wróciły Mamo, a wiesz, że Martyna miała tableta już w przedszkolu? - No lekka przesada - mówiłam.  Tak odpychałam, zamiatałam temat pod dywan i nie chciałam go wpuścić do naszego domu.
 Ale tablet swoim piskliwym, cierpliwym głosikiem wkradał się, aż wczoraj  przywdział wielkie buciory i wszedł w siatce Media Markt frontowymi drzwiami. Co zrobić, kiedy dzieciak zbierał od grudnia kasę. Prosił Mamo, a jak mogę zarobić, bo zbieram na tableta? Prace były różne: podlewanie kwiatów, wycieranie stołu, wyrywanie chwastów, grabienie itp. No i piernikowi się udało. Musieliśmy jechać. Od 17 do 19, całą bandą, w poszukiwaniu tabletów. Wycieńczenie większe od porządków wielkanocnych.  
Refleskacje następujące:  (1) choćby nie wiem co, dostosowanie do współczesnych czasów jest konieczne i nie udało mi się wychować dzieciaków drewnianymi i szmacianymi zabawkami, jak planowałam, nosząc je w swoim łonie. (2) jestem już stara, bo zaczynam gadać za moich czasów to... (3) dzieciaki zmieniły sklepy z zabawkami na salony telefonów komórkowych  i nowych technologii. (4)  będę wieczorami podkradać i w końcu dokładnie dowiem się co to jest tablet. (5) będę musiała jeszcze bardziej się gimnastykować, żeby to wszystko pogodzić  i wychować mądrych ludzi, a nie neurotyczne potwory.  

niedziela, 20 kwietnia 2014

Świąteczne tere-fere

Ech te  świąteczne tere-fere. Tu kaweczka, tam kaweczka i międzyposiłowe podjadanie przez cały dzień. Kiełbaska, pasztecik, jajeczko i serniczek.  Jeszcze teraz przegryzam sałatkę jarzynową Danusi (mojej teściowej), a Jarosław buszuje w lodówce i na dziś kończymy to świąteczne ucztowanie. 
Tak, jak przez cały tydzień leciałam na świątecznym lajciku - że niby fajnie, spokojnie - tak wczoraj wszystko mi się skumulowało. Kompletnie wszystko. No i co, że specjalista zarządzania z wykształcenia i doświadczenia skoro w przed świątecznej zawierusze z owego zarządzania dałam plamę na całej linii. W domu, mimo uprzednich porządków - totalny burdel. Miksowałam sernik na zmianę z rzeźbieniem wielkanocnego barana, a w tle kończyliśmy remont pokoju Zośki, a Mania nie chciała współpracować :-(. Tak cały dzień, do 23. Buuuuu! Nie fajnie Madziu. Do poprawki. Baran jest coroczną tradycją, przekazaną lata temu przez tatusia. Istotny jest twórczy wkład w działanie, nie korzystamy z formy. Były już derki z rzeżuszki, z polnych kwiatków, a w tym roku z tartego masła.  Ja przekazuję inwencję dalej dzieciakom, które czekały i męczyły mnie od rana Mama, a kiedy robimy barana  razy 10.  
Po całym dniu chodzenia po gościach udało nam się zmienić świąteczne uniformy na dresy - strój na ten moment wysoce pożądany.W sposób niewymuszony i naturalny oddaję się relaksacji. Świątecznie bez odbioru :-).

piątek, 18 kwietnia 2014

Sernik a la Asia :-)

Często w pracy raczymy się wzajemnymi wypiekami. Jedno jest pewne, są w naszych szeregach absolutni mistrzowie cukiernictwa. Aga z mojego biura robi obłędnego kruszańca z leśnymi owocami. Krzychu, nasz dyrektor raz w roku serwuje nam  pyszne brownies. Według mojego gustu mistrzowski prym wypieków wiedzie Asia Spychała z biura księgowości. Sernik cudo :-) Sernik marzenie. Rozpływające się pod podniebieniem pokłady serowo-śmietankowej rozkoszy. Asia sprzedała koleżankom przepis, a ja przekazuję go dalej, niech się cieszą wszystkie łasuchy :-)))

Przepis na sernik od Asi
Składniki:
masa serowa:
1,5 kg sera (taki w wiaderkach od Jana)
8 jajek
1,5 kostki margaryny
1,5 szklanki cukru
1 szklanka kremówki
1 budyń śmietankowy
olejek śmietankowy (jak kto lubi)

spód:
2 jajka
0,5 szklanki cukru
1/3 kostki margaryny
2 łyżeczki proszku do pieczenia
0,5 szklanki mąki ziemniaczanej
0,5 szklanki mąki tortowej

Wykonanie:
spód: do niewielkiej miski wbić 2 całe jaja z cukrem i ubijać mikserem, następnie powoli dodać tłuszcz (masa może się zważyć ale nie ma się czym przejmować) tak aby nie było grudek margaryny i dodać mąkę z proszkiem. Rozłożyć na blaszkę o wymiarach 28*40 cm i podpiec w temp. 170 stopni C, ok. 15 min. Wystudzić.
masa serowa: do dużej miski wbić 8 żółtek i dodać 1,5 szklanki cukru (białka zostawić w osobnej misce do późniejszego ubijania). Wszystko to ubić mikserem. Następnie dodawać po trochę margarynę. Gdy masa będzie już pulchna powoli można dodawać ser. W między czasie można dodać budyń i olejek do smaku. Masa serowa powinna być w miarę lejąca. Na sam koniec dodajemy ubitą pianę z 5-8 białek i ubitą z szklanki kremówkę - TEGO JUŻ NIE MIESZAMY MIKSEREM tylko delikatnie dużą łyżką.
Tak przygotowaną masę serową kładziemy na wystudzony spód na 70 min do piekarnika (170 stopni C) Po tym czasie wyciągamy sernik z piekarnika na 3-4 godziny, żeby ostygł. Najlepiej blaszkę wykleić papierem do pieczenia ciast .
Ja  na wierzch sypię jeszcze kruszonkę, ale to już wg uznania.

autor Asia Spychała 

czwartek, 17 kwietnia 2014

Relaks a la Magda

Raz na jakiś czas korzystam z dobrodziejstwo i zdolności  mojej kochanej kuzynki  i idę sobie zrobić brwi i paznokcie. Tak, tak,  taka rozpustnica ze mnie. W pełni korzystam z rocznego urlopu. Dzisiaj dziewczyny przyszły do mnie, co nie było zbyt dobrym rozwiązaniem. W podsumowaniu: na chacie piątka dzieciaków, głodny mąż, kiepskie oświetlenie i bombiące radio w tle. Droga Madziu, czy wizyta u kosmetyczki nie powinna być  kwintesencją relaksu i odprężenia?  Super relaks! Trzeba się cieszyć i z tego. No to gadamy sobie, jak to u kosmetyczki, nie mija 15 minut podczas to których nasze dzieciaki rozwijały zdolności plastyczne na ugotowanych jajkach, przybiega cała banda (bez Mani rzecz jasna) Mamo a możemy iść na dwór? Mamo, nudzi nam się? Mamo, prosimy. Manią zajmuje się tatuś :-( tuż nad moją głową. Jest super. Ostatnio było gorzej. W czasie regulowania brwi Mania zjadła ziemniaki z miski jamnika mojej kuzynki :-((((
Nie ma co najważnieszy jest efekt :-) Jestem przeszczęśliwa. Pozdrawiam wszystkie kosmetyczki.